ŻÓŁĆ

II
ŻÓŁĆ

Anna zamykała za nimi drzwi. Zamyślona przechodziła w przestrzeń salonu.
Półmrok zdawał się być nie do wytrzymania. Męczył ją, jak ćmę światło.
Wyfrunęłaby z tego pomieszczenia. Ciągle nie potrafiła zawiesić się w próżni. Nie poznawała sama siebie. Było jej ciężko z własną osobowością. Gniew skraplał się na skroniach.
Agresywne myśli bombardowały jej głowę.
Nie bardzo wiedziała, czym powinna się zająć w tych kiepsko sprzyjających okolicznościach???
Może oderwać się od tej przyziemnej rzeczywistości?
Poszybować?
Zostawić ich z tą popaćkaną złością. Miała ochotę wywrzeszczeć całą swoją frustrację, wykrzyczeć, wypluć, odkaszlnąć flegmę i wycelować nią w sufit.
Angielska poprawność nie pozwalała jej na prawdę. Emocje gotowały się w garnku pod przykryciem.
Kipiały, zalewając jej korpus, obezwładniającą agresją. Mówiła, przegryzając słowa.
Ciągle mówiła, jakby sama do siebie..
- Wesolutka ta twoja przyjaciółeczka- Odkaszlnęła. Miało wyjść serdecznie. Wyszło nietęgo i złośliwie.
- No nie każdy ma tak bystrych przyjaciół, jak ty moja droga! - Ten jego uśmiech grał na nosie z jej brakiem harmonii. Przypomniał jej wczorajszy wieczór. Musiał???
Czy może wziąć odpowiedzialność za Karola, który upił się kilkoma naparstkami Jasia Wędrowniczka
i oznajmił Marlenie, że śpią razem na dole. Dobra, wyszło głupio!!
Nie jest jego opiekunką!!!!
To nie fair…. - Pomyślała. Wkurzał ją ten spokój w osobie Łysego.
Mógłby wybuchnąć. Wbić się w tę atmosferę. Rozpruć ją nożem, aż do pierwszej krwi.
Zamiast tego, zauważyła ,jak mrugnął kokieteryjnie w jej stronę….

Nie podzielała jego rozbawienia…

Komentarze

Popularne posty