POKOCHAĆ LONDYN- NIEWYKONALNE

POKOCHAĆ LONDYN- NIEWYKONALNE
Siedziała w małej wannie. Słone łzy szczypały skórę twarzy. Płacz przechodził w głośny szloch. Asterix, towarzysz jej rozpaczy, skomlał razem z nią. Jego skowyt dochodził zza szczelnie zamkniętych drzwi łazienki, w domu gdzieś daleko od Croydon, bardzo daleko.
Znaki od Boga?
Wypełniały cały szlak jej długiej drogi.
Co ślepemu po oczach? – pomyślała, wycierając chude ciało ręcznikiem.
Co z tego, że nie musiała płacić za dom? Wstawała teraz bardzo wcześnie. O pierwszej w nocy była już na nogach, aby zdążyć na autobus, zatrzymujący się na przystanku w przyległej dzielnicy.
Nim dotarła na Fulham, trzy razy przesiadała się i szukała w nocy właściwych przystanków –
to była jej cena za dokonaną przeprowadzkę i święty spokój od sfrustrowanej Anny.
Powinna zatrzymać się tamtego popołudnia. Dlaczego tego nie zrobiła??? Wyła co raz głośniej…
Nie łatwo jej było dotrzeć tego pierwszego dnia do czekającego na nią Wojtka z żoną Anną.
Błądziła … Mogła się jeszcze wycofać. Brnęła w ten koszmar…
Wysiadła n dworcu. Tutaj rozpoczynała się jej trauma, trauma poszukiwań. Robiła już trzecie kółko wokół sporego osiedla domków jednorodzinnych. Starszy Anglik wraz z małżonką próbowali jej pomóc. Nie mieli pojęcia, gdzie może odnaleźć adres zaznaczony na mapie. Rosły Afrykańczyk pojawił się jakby spod ziemi. Nienawidziła tego flirtowania w ich wykonaniu.
- Piękna blondynka z ciebie- Jakby o tym nie wiedziała.
- Możesz mi pomóc-
- Chętnie – Ściskał jej dłoń. Był wkurwiający na dzień dobry. Niegrzecznie wysunęła palce ręki z objęć jego ręki.
- Szukam tego adresu- Podetknęła mu mapę. Miała świadomość, że zrobiła to zbyt agresywnie.
Od dłuższego czasu szła za nim niczym pies pozbawiony węchu.
- A umówisz się ze mną – Nawracał do tematu już po raz … Nie miała pojęcia który…
- Mogę dostać twój numer telefonu?- Gdyby była suką, a najlepiej nie szczepioną, skoczyłaby mu do gardła i wygryzła to skaczące „jabłko Adama”.
- Nie mam-
- No, jak przecież masz telefon, sama mi go pokazywałaś- No tak, musiała w jakiś sposób zaznajomić go z adresem, który miała zapisany w sms- ie.
- Mam telefon, bez numer- Burknęła.
- Niemiła jesteś -
- Nie rozdają nagród za miłosierdzie-
- Dobra, o co chodzi??- Miała go dość. Gdzieś pod skórą, ciągle była rasistką. Przecież mu o tym nie powie. Ma szczęście, że broni nie wręczają. Postanowiła panować nad emocjami. Ostatecznie okazał się jej wybawicielem. Nie miała pojęcia dokąd ją prowadzi. Nie czuła do niego sympatii. Była na niego skazana. Uprzedzenia, zawsze miała z nimi problem.
- Jesteśmy na miejscu – Wyciągnął do niej dłoń z długimi palcami, aby się pożegnać.

Drzwi otworzyły się i stanął w nich Marcin. Czekał godzinę na jej przyjście. Nie pokazywał zniecierpliwienia. Chłodny temperament umożliwiał mu trzymać na wodzy uczucia.
- Miło mi było ciebie poznać. Szkoda, że jesteś taka nerwowa. Piękna i wybuchowa. Etna!-
- Dziękuję za pomoc. - Zrobiło się jej wstyd.
- Życzę ci wszystkiego dobrego- Patrzyła, jak się oddala.
To był znak. Nigdy nie powinna trafić do tego domu. Odpalała laptopa,który naprawił dla nie Wojtek.
Próbowała zapomnieć o tym kotle. U Jacka wszystko grało. Przynajmniej tyle pozytywów na jeden dzień. Skończyła rozmowę. Szykowali się z babcią na zakupy szkolne.
Ponownie szloch wymknął się spod jej kontroli. Nie jest matką. Trudno być rodzicem na odległość. To było niewykonalne. Nie spłaca długów, a pracowała ponad siły. Jak nic trafiła do piekła
Zmęczona zapadała się w fotel. Pies grzał jej zmarznięte nogi. Końcówka sierpnia odnotowywała spore ochłodzenie. Tej nocy, czy też o wczesnym poranku, błądziła po zupełnie nieznanej jej okolicy. Pomyliła przystanki. O czwartej nad ranem ludzie wracali z pubów, zmęczeni rozrywką alkoholową. Była zupełnie sama na tej ciemnej ulicy. Śpiew Afrykańczyka niósł się ciemnymi korytarzami dzielnicy. Początkowo ją przeraził. Podszedł w jej stronę. Stali przez moment twarzą w twarz. Ona bezbronna biała i on ogromny czarny chłop.
- Zaśpiewam to tylko dla Ciebie- Zrobiło się jej zimniej niż dotychczas. To chyba przez ten lodowaty pot, który spływał jej po tyłku. W tle jego pięknego, jazzowego głosu, niczym perkusja bębniły o asfalt szpileczki partnerki. Stała cały czas. Posągowa biała i czarny wokalista.
Słyszała, jak dobiegła do niego. Noc nie była już taka ciemna.
Odchodzili razem w przestrzeń poranka.
Włodek odnotował w pracy jej godzinne opóźnienie. Zmuszona była obiecać, że wstanie wcześniej. Czy dało się jeszcze mniej spać???
Co raz bardziej bała się kolejnego dnia.
Londyn, wszędzie stojące tostery i ludzie – budzili w niej odrazę.
Uderzyła w płacz. Asterix był przy niej wyjąc w akcie zrozumienia.

Komentarze

Popularne posty