BLIŻEJ WSCHODU

BLIŻEJ WSCHODU…
Tuż po tym, jak przekroczyli próg niewielkiego butiku, Łysy wpadł w objęcia wysokiego człowieka wschodu.
Bezsprzecznie był w jego typie.
Zdawała sobie sprawę, że to jemu zawdzięcza tę pracę.
Robota nędzna, jak owy butik, do którego trafili, ale grunt,
że ją miała. Tymczasem nie mogła wybrzydzać.
Trzymała się więc tej dziwnej produkcji, jak łysy brzytwy, bo włosy zawsze mogą odrosnąć. Przerzucała łaszki, pozbawione etykiety exclusiwe i czekała na lepszy czas.
Ceną za wytrwanie w pracy, było milczenie. Medytowała, więc po swojemu. Trafiła nawet w dobry czas, bo właśnie zaczynał się Ramadan. Milczała. Przez dziesięć godzin wertowania w materiałach dziwnego pochodzenia nie wydobyła głosu. Odnosiła wrażenie, że trafiła do małego polskiego getta.
Wraz z nią przy dwóch stołach skupiało się na funtach kilka innych Polek. W większości były to studentki. Ewa przylatywała tutaj od dwóch lat. Uwielbiała podróżować po Europie. Z zarobioną gotówką wylatywała we wrześniu do Paryża. Tam czekał na nią ojciec. Dorota i Olga za oszczędzony budżet zwiedzały Londyn,
a Ulka przyleciała tutaj z mężem, jakiś miesiąc temu.
Dopiero co badała grunt.
Arabskie kobiety sprawowały kontrolę nad ich pracą,
a mężczyźni namiętnie flirtowali –
wiadomo Ramadan.
Marlena obserwowała to wszystko z dystansu własnego stanowiska pracy. To było nawet zabawne, słyszeć dzwony nawołujące do pokuty, obserwować kobiety, które w południe udawały się do Meczetu, i mężczyzn, których życie wśród młodych blondynek nabierało innego wymiaru …
Islam rządził się tutaj innymi prawami – prawami retuszu...
Marlena poznawała nowe okolice Londynu.
Wkrótce miała zamieszkać na Brixton.
Odbywała właśnie swoją pierwszą podróż do pracy. Zdążyła już nabrać ogłady w tym londyńskim porządku. Nie przepychała się, jak za pierwszym razem do drzwi. Pamięta doskonale te spojrzenia zgorszonych londyńczyków. Pod ich ciężarem czuła się, jak lump ziejący nieprzetrawioną jagodzianką.
Tutaj wszystko miało swój ustalony porządek. Pasażerowie siadali, stali, wyjmowali lektury, oddawali się chwili. Elegancka młoda dama w chabrowej garsonce bez żenady nakłada sobie nową twarz przed maleńkim lusterkiem. Najtrudniej było pociągnąć tę kreskę pod okiem…. Spod siedzenia wystawały czerwone trampki. Marlena spoglądała za wysiadającą.
Dopiero przy schodach metra zamieniła je na czarne szpilki.
Zauważyła ich już na początku podróży. Siedzieli po przeciwnej stronie. Biały turban Araba zahaczał o sklepienie metra. Siwa broda kończyła się na jego brzuchu.
Korpus przykrywała dżalabija.
Przypominała koszulę nocną, babki Marleny.
Nie byłoby pewnie niczego zaskakującego w tym widoku, gdyby nie fakt, iż tuż przy nim siedział maleńki Żyd.
Splecione w warkoczyki baki, wysuwały się spod ogromnego, czarnego kapelusza, dodając mu sznytu powagi i respektu.
Jego czerń kontrastowała z bielą sąsiada. Siedzieli sobie tak zgodnie po przeciwnej stronie Marleny.
Para podróżnych, których łączyło wspólne siedzisko...

Komentarze

  1. O jak fajnie piszesz! Z wielką ciekawością przeczytałam:) cieszę się, ze Cię odkryłam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisałyśmy wcześniej Agnieszka na moim poprzednim blogu.
    Dziękuję i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. To fikcja literacka czy naprawdę Arab zgodnie obok Żyda siedział?

    OdpowiedzUsuń
  4. To kròtki fragment mojej książki. W Londynie tak to wygląda. Zresztą w Palestynie Żydzi żyją też zgodnie z Arabami. Tam mieszają fundamentaliści.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Podzielam pogląd poprzedniczki. Dla człowieka niebywałego w Londynie współistnienie ludzi różnych religii i kultur jest interesującym poszerzaniem horyzontów

    OdpowiedzUsuń
  6. Londyn to istny folklor narodowości. Najbardziej otwarci są Anglicy, przyjacielscy Hindusi i zaborczy Arabowie😂😘
    Polacy, Polacy są pracowici i pełni poczucia humoru

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie się marzą żeby nigdzie takie "widoki"nie budziły niezdrowych emocji, żeby obok ktoś mógł swobodnie mówić swoim językiem, nawet mógł się modlić, jeśli przyjdzie mu na to ochota (byle dla siebie a nie przeciw komuś).
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Rzeknę: Wszystko w naszych rękach.
    Wszystko naležy zacząć od własnego ogródka. Wystarczy gram zrozumienia, deko akceptacji dla odmienności. Należy chronić własną indywidualność nie zezwalać na jej uszkodzenie, ale ròwnież nie szkodzić innym

    OdpowiedzUsuń
  9. A kiedy wydasz tę książkę? Ciekawie się zapowiada.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kończę poprawki, a reszta zależy od wydawcy i od zainteresowania😄

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty